W tym roku przed świętami postanowiłam zrobić sobie prezent! Zawsze marzyłam o podróży nad polskie morze zimą. Ponieważ nad morzę jeździmy co roku, mam tam swoje magiczne miejsce. Swój raj na ziemi! Nigdy nie zdradzam gdzie dokładnie się znajduje. Nie ma tam ludzi, jest cisza i spokój. W zimie pewnie będziemy my i 15 stałych mieszkańców. Powoli zaczynam pakowanie 3G i jutro ruszamy.
Najgorzej zawsze jest z jedzeniem. Drużyna G jest na BARFie i po ostatniej konsultacji z dietetykiem z psiatetyka (o konsultacji będzie osobny post) oprócz kilogramów mięsa muszę wozić ze sobą trochę suplementów. Przyzwyczaiłam się już do pakowania 30 kg mięsa i 30 kg warzyw i owoców jak jadę na wakacje w lecie. Nad morzem zakupiłam już zamrażalnik żeby przechowywać posiłki 3G i korzystam z uprzejmości okolicznej smażalni, która zamraża nadprogramowe mięso i warzywa. Jednak nie ukrywam, że dieta BARF w połączeniu z podróżami to problem. Nie wystarczy zapakować worka z karmą do samochodu albo nawet kupić go na miejscu.
Jeszcze jak wyjeżdżamy do innego dużego miasta to zakup mięsa nie jest tak dużym problem (chociaż szukanie dobrego sklepu mięsnego z baraniną, strusiem i rybami jest nie lada wyczynem) to jak już jedziemy do małej wsi to zaopatrzenie się w BARFa może być trudne. Dlatego ja zawsze targam ze sobą te kilogramy. Jednak gdybym nie miała auta, zamrażarki to nie wiem jak miałby wyglądać taki wyjazd.
Niemniej jednak nie możemy się doczekać już wyjazdu! Plaża będzie tylko nasza! 3G będą szalały do woli a my nawdychamy się jodu! Szkoda, że ten Kraków tak daleko od morza…